czwartek, 17 listopada 2011
czwartek, 3 listopada 2011
piątek, 7 października 2011
środa, 22 czerwca 2011
Dzień Ojca z Deep Purple
wtorek, 31 maja 2011
UT 2011
poniedziałek, 23 maja 2011
wtorek, 3 maja 2011
piątek, 25 marca 2011
poniedziałek, 21 marca 2011
sobota, 12 marca 2011
forfiter - każdy ma swojego;)
środa, 9 marca 2011
niedziela, 6 marca 2011
czwartek, 24 lutego 2011
Sieja
Miałem żołądek przy gardle, jak jechałem po raz pierwszy w życiu, własnym autem w głąb jeziora.
Wędkowaliśmy na głębokości ok.47 stóp. i dobrych kilka mil od zjazdu z lądu w zatokę.
Ryby, takie jak polska sieja z rodziny łososiowatych, przeważnie o wymiarach 17-19cali.
Wieczorem podwójny strach, jak zostaliśmy prawie sami z dala od lądu, akumulator zdechł od ciągłego otwierania drzwi i silnik nie zapalił.
Pomogli tubylcy, przywieźli z brzegu kable i w nocy wróciliśmy na brzeg.
Pięć dni później, w minioną niedzielę,...kolega w niebieskim uniformie - z inną ekipą - nie miał już tego szczęścia, auto poszło pod lód.
Kierowca i pasażer z boku, wyskoczyli w ostatniej chwili przed zniknięciem samochodu, natomiast kolega w niebieskim, wydostał się z tylnego miejsca - już pod powierzchnia lodu.
Wypłynął, wygramolił się na krę, potem na następną i dopiero wszyscy kompletnie przemoczeni, z trudem dotarli na brzeg (ponad milę na nogach).
Na lądzie czekali już na nich ratownicy ze straży pożarnej i policja, jednak bali się wejść na lód.
Zawieźli ich do motelu i zobowiązali do usunięcia wraku z jeziora w przeciągu 1 miesiąca, inaczej obciążą dotkliwymi karami finansowymi.
To było moje pierwsze wędkowanie na lodzie i zarazem ostatnie.
Pozostały wspomnienia, zdjęcia i kilka smacznych ryb w zamrażarce.
Wędkowaliśmy na głębokości ok.47 stóp. i dobrych kilka mil od zjazdu z lądu w zatokę.
Ryby, takie jak polska sieja z rodziny łososiowatych, przeważnie o wymiarach 17-19cali.
Wieczorem podwójny strach, jak zostaliśmy prawie sami z dala od lądu, akumulator zdechł od ciągłego otwierania drzwi i silnik nie zapalił.
Pomogli tubylcy, przywieźli z brzegu kable i w nocy wróciliśmy na brzeg.
Pięć dni później, w minioną niedzielę,...kolega w niebieskim uniformie - z inną ekipą - nie miał już tego szczęścia, auto poszło pod lód.
Kierowca i pasażer z boku, wyskoczyli w ostatniej chwili przed zniknięciem samochodu, natomiast kolega w niebieskim, wydostał się z tylnego miejsca - już pod powierzchnia lodu.
Wypłynął, wygramolił się na krę, potem na następną i dopiero wszyscy kompletnie przemoczeni, z trudem dotarli na brzeg (ponad milę na nogach).
Na lądzie czekali już na nich ratownicy ze straży pożarnej i policja, jednak bali się wejść na lód.
Zawieźli ich do motelu i zobowiązali do usunięcia wraku z jeziora w przeciągu 1 miesiąca, inaczej obciążą dotkliwymi karami finansowymi.
To było moje pierwsze wędkowanie na lodzie i zarazem ostatnie.
Pozostały wspomnienia, zdjęcia i kilka smacznych ryb w zamrażarce.
niedziela, 13 lutego 2011
czwartek, 10 lutego 2011
sobota, 5 lutego 2011
Kurna, zasypało nas....
czwartek, 27 stycznia 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)